Auto Nostalgia 2018 – warto było?
Trochę w ramach działalności blogowej, trochę z chęci przekonania się na własnej skórze jak to wygląda w rzeczywistości pojechałem w tym roku wraz z mą małżonką do Warszawy. Auto Nostalgia, bo o niej mowa, odbyła się po raz 8-my w dniach 14 – 15 kwietnia. Bilety na pociąg kupione, hotel zarezerwowany – możemy ruszać!
Sobota rano, jedziemy na Narodowy
Organizator promował tą imprezę jako targi pojazdów zabytkowych, co już powinno dawać do myślenia. No bo weźmy takie targi mieszkaniowe. Znajdziemy tam masę ofert firm z całej branży budowlano – wykończeniowej, promocje, demonstracje – każdy liczy na potencjalnych klientów. Targi ślubne, stomatologiczne, branży gliniarsko – garncarskiej – wszędzie są firmy i ewentualnie ich produkty (no może poza deweloperami). No i teraz jadąc pierwszy raz na takie targi najbardziej liczyłem na to, że spotkam blacharzy, lakierników, sprzedawców części, warsztaty mechaniczne, ludzi zajmujących się renowacją klasycznych wozów – jednym zdaniem ludzi, którzy żyją ze starej motoryzacji. Mój apetyt tym bardziej zaostrzały zapowiedzi organizatora: „Bogata oferta warsztatów specjalistycznych, firm zajmujących się blacharstwem, tapicerstwem, chromowaniem, czy detailingiem”. Tymczasem było raptem może 3 – 4 firmy tego typu i mimo wczesnej pory (sobota przed południem) ich przedstawiciele sprawiali wrażenie, jakby byli tam za karę (lub swoimi pytaniami odrywałem ich od spotkań towarzyskich ze znajomymi, o tym później). Czego było więc najwięcej? Wszelakich klubów i stowarzyszeń. Nie uważam tego za coś złego, stoisko Porsche Club Poland naprawdę robiło wrażenie (niebieskie 356B czy żółta 911-ka na tle dżungli), a Citroen DS na Citroen Oldtimer Klub Polska był śliczny. Ale czy to podchodzi pod targi? Może raczej nazwać to wystawą i nikt nie będzie oczekiwał „bogatej oferty warsztatów specjalistycznych”?
Samochody na trybunach
Druga sprawa to miejsce. Na Odyna! Ileż czasu zajęło nam trafienie do wejścia, to nawet nie chcę sobie przypominać. Po pierwsze, stacja metra Stadion Narodowy jest oddalona od stadionu o ponad kilometr! Ja wiem, że stolica jest duża, ja wiem, że to stadion na kilkadziesiąt tysięcy ludzi, ale czy to trochę nie przegięcie? No ale nie narzekajmy, pogoda dopisała można się przespacerować. Stadion widać z daleka, więc idziemy. Wchodzimy za bramę, idziemy schodami. Mijamy tabliczki „Targi Mieszkaniowe”, ale żadnych wskazówek gdzie nasza nasza impreza się schowała. Idziemy dalej, za kratami i stalowymi kołowrotami mającymi powstrzymać rozwścieczonych kibiców już widzimy poupychane Mercedesy, Buicki i BMW. Jest lekka ekscytacja, ale dalej nie wiemy jak wejść. Kiedy już zaczęli pojawiać się ludzie w t-shirtach z motoryzacyjnymi wzorami, idący w przeciwną stronę już wiedziałem, że coś jest nie tak. Pani z ochrony skierowała nas na dół do bramy nr 5. No tak, oczywiście! Jak mogliśmy tego nie wiedzieć? Organizator widocznie uznał, że nie ma potrzeby jakkolwiek kierować ludzi, stadion jest w końcu nieduży i w końcu znajdą wejście.
W końcu weszliśmy, początkowo jest przestronnie, obsługa sprawnie kasuje bilety. Strefa mijamy strefę gastro i wchodzimy na… trybuny. To chyba największy minus tej imprezy, i nie jestem w tej ocenie osamotniony. Samochody poupychane po kątach, w ciemnych zakamarkach, zupełnie nieoświetlone. Te bliżej trybun prezentowały się lepiej ze względu na zamknięty dach stadionu, który dawał przyjemne, miękkie i ciepłe światło, dobre do zdjęć. Ale tam też nie było miejsca, auta poupychane jedno obok drugiego, nie ma jak przejść, trzeba się pilnować, żeby czasem nie urwać lusterka albo porysować lakieru. A płyta? Płyta pusta. Na trybuny też nie można zejść i sobie spocząć, bo ochrona przegania.
Czy kontent był gruby?
Co można było zobaczyć? Mnie najbardziej urzekło Porsche 356B. Była replika wozu serwisowego na bazie VW Transportera T3 Syncro zbudowana przez Bartka Wójcickiego, T2 Kombi Last Edition (wystawiona na sprzedaż za 139 000 zł, w sobotę po południu już była sprzedana, ale za nieznaną cenę), ze 2 Westfalie na T2. Była też ładnie zrobiona T1 (właściwie 2, bus i prycza , ale tak upchane, że nie dało się zrobić sensownego zdjęcia). Mnóstwo Mercedesów i BMW z lat 80. Polonez Caro Plus (tak…), potworki typu Ford Ka z nadwoziem Syreny. Ale żeby nie było tak źle, były też smaczki: Ferrari 308 GTB, Mercedes 200 z 1933 roku, duża reprezentacja Mustangów czy Lancia Delta HF Integrale. Mały wycinek znajdziecie w galerii.
Widzimy się za rok?
Och, Auto Nostalgio, jakby to powiedzieć… NIE. Mam mieszane uczucia, spędziłem tam ponad 3 godziny, ale duża część tego czasu zeszła mi na szukaniu światła do zdjęć ;). Nie mam porównania do wcześniejszych imprez, więc też trudno mi to oceniać. Na minus klaustrofobiczne (stadion!) miejsce, mało wystawców i to, o czym wspominałem wcześniej – odwiedzając takie imprezy często wychodzę, nie wiem… zawiedziony? To trochę takie spotkanie starych znajomych, wszyscy się znają i ze sobą rozmawiają, dobrze się bawią, piją piwko gdzieś na uboczu. Nie ma interakcji z ludźmi z zewnątrz. Takimi, co chcieliby zacząć, wciągnąć się, ale nie mają punktu zaczepienia. Z dzieciakami, młodymi – myślałem, że chodzi właśnie o promocję klasycznej motoryzacji -nie trzeba przecież wynajmować korony stadionu, żeby się spotkać ze znajomymi. Czułem się jak nieproszony gość, zadając pytania wystawcom (jeśli w ogóle byli na stoisku), czułem ich niechęć, jakąś szybę odgradzającą „ich” i „nas”. Czy naprawdę tak to musi wyglądać? Czy pasja do motoryzacji musi iść w parze ze znajomościami? A jak nie masz kumpli w branży, to do widzenia, nie chcemy cię tutaj? Pozostał niesmak pomieszany z momentami przyjemności. Słodko – gorzko. Z przewagą gorzkiego. Jak macie się tłuc z drugiego końca Polski, to nie warto. Jak mieszkacie w Warszawie, to z braku ciekawszego zajęcia można się przejść.
Zobacz także:
-
Garbojama 2018 - fotorelacja
W miniony weekend zakończyła się XVIII Garbojama, czyli międzynarodowego zlotu Garbusów i pokrewnych, tylnonapędowych Volkswagenów.…